niedziela, 10 marca 2013

One man trip

W ramach przygotowań do naszego wyjazdu, oprócz poszukiwania patronatów, sponsorów, zawiązujemy też niezwykle ciekawe znajomości. W piątek poznaliśmy człowieka, który w przeciągu 26 miesięcy przemierzył niemal wszystkie kontynenty (nie było go tylko w Afryce). W lipcu powrócił na ojczyzny łono, nie informując nikogo o tym. Dużo już widział, lecz jeszcze więcej chce zobaczyć, tak to jest, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i jeśli ktoś raz zasmakował smaku przygody to nic innego, nie jest w stanie go nasycić.
Zrodził też w naszych głowach całkiem konkretny pomysł, by postarać się o wizę do USA,  aby urozmaicić naszą podróż porwotną.
Marek Siedlecki, bo tak nazywa się nasz miły gość, porzucił stateczną pracę, dobrze zapowiadającą się karierę na rzecz utopijnej myśli, jaka drążyła jego umysł już od dawna - objechać świat dookoła.
Na początku nawet miał plan...
Pierwsze kroki w jego podróży to Skandynawia, która zresztą najbardziej z całej trasy przypadła mu do gustu, nastepnie promem z Danii do Islandii, z postojem na Wyspach Owczych. Następnie lot nad Oceanem na podbój Nowego Świata.
Toronto - tutaj, wbrew pierwotnym planom, obejmującym podróż wzdłuż wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej, zrodziła się myśl odwiedzenia Krainy Poszukiwaczy Złota: "Zawsze chciałem zobaczyć Alaskę, jestem tylko siedem tysięcy kilometrów od niej, grzech nie pojechać!", mówi nasz gość z szerokim uśmiechem. Wtedy też przestał planować. Carpe Diem! A było co chwytać, każdy kierowca, napotkany człowiek to inna historia. Każdy był ciekaw co ten wysoki, zarośnięty meżczyzna, robi z plecakiem pośrodku głuszy. Co go motywuje? Jakie pobudki kierowały nim, gdy decydował się na podróż? Dlaczego porzucił życie, jakie sobie wielu z nas misternie buduje, dzień po dniu, żmudnie chodząc do pracy i pod jej ciężarem zginając kark coraz mocniej? Skąd wziął tyle odwagi?
Napotkani ludzie, chcieli usłyszeć to od niego i często decydowali się go wesprzeć, dobrym słowem, podwiezieniem do aktualnego "celu", udzieleniem schronienia zimową porą, radą: jak najlepiej dostać się tu, czy tam, jakimś groszem na przeżycie i przejechanie kolejnych kilometrów. Podróżował głównie autostopem, nocował korzystając z couchsurfingu, w drodze chwytał się dorywczych prac, ponieważ lubi być niezależny i w momencie gdy tylko zebrał odpowiednie fundusze, znów odfruwał dalej.
Doświadczenia jakich zasmakował, jednego dnia odmrażając sobie stopy podczas autostopowania przy -45 stopniach na Alasce, a już następnego odparzając je na Hawajach, po kilkukilometrowej bosej wędrówce, na zawsze będą żywe w jego pamięci.
Słuchaliśmy wszystkich opowieści z niezwykłym zainteresowaniem, budzącym coraz większą chęć, by już dziś wyruszyć w drogę, podobnie nasza wyprawa natchnęła Marka, by realizować swoje kolejne pomysły podróżnicze.
Aktualnie w fazie przygotowań jest książka opowiadająca o jego voyage'ach, kiedy tylko się ukaże, taką informację również Wam przekażemy, bo z pewnością będzie o czym poczytać.
Więcej informacji na temat jego przygód znajdziecie pod adresem: http://onemantrip.com

Tymczasem życzymy Markowi realizacji jego kolejnych zamiarów i brania z życia pełnymi garściami.
Dziękujemy też gorąco za spotkanie, przyjacielską rozmowę i z niecierpliwością oczekujemy relacji w formie książki.

poniedziałek, 4 marca 2013

"Co nas gna za dalekie oceany?"


Jesteśmy dwójką młodych ludzi, którzy lubią nieszablonowe życie. Zarażeni pasją do podróży od przyjaciół i innych odważnych osób, które na różne niebanalne sposoby przemierzają bezdroża świata postanowiliśmy podjąć ryzyko i zrealizować nasze marzenie.
Zapragnęliśmy poznać i poczuć jak to jest, żyć w Kanadzie. Interesuje nas byt typowego amerykańskiego Hobo (no może nie aż tak skrajnie jak pan na rysunku, choć i tak widzę, żyje na bogato i objada się kiełbasą), czyli człowieka, który podróżuje z miejsca na miejsce, nie przywiązując się szczególnie do tego co spotyka, ale gromadzi wszystkie te doświadczenia w swojej pamięci. Osoba tego rodzaju, nie przywiązuje wagi do drobiazgów, jakimi są pieniądze, bo zwyczajnie ich nie ma. Ma zaś oczy szeroko otwarte i jest bacznym  obserwatorem, pozwala też dostrzec esencję życia zaskakując otaczających go ludzi swoją odwagą, tłumacząc im motywacje. Każda podróż jest kształcąca zarówno dla samego podróżującego jak i osób, które ów podróżnik spotyka na szlaku.



Dlaczego Kanada??
Obydwoje od dawna interesujemy się historią i rdzennymi mieszkańcami tego kraju. Warto dodać,  że studiowaliśmy wspólnie archeologię. Mój obszar zainteresowań to Indianie Wschodnich Obszarów Leśnych Ameryki Północnej, a w szczególności Irokezi. Maciek chyba w ogóle urodził się z liściem klonowym, a mama musiała go zawijać we flagę kanadyjską, bo od kiedy tylko się znamy, to niemal w każdej rozmowie pojawia się temat tego kraju, tamtejszej sztuki, muzyki, piękna krajobrazu etc. etc.
Mimo, że studiowaliśmy archeologię to koncepcja naszego wyjazdu jest zgoła inna. Chcieliśmy do sprawy podejść bardziej etnologiczno-socjologicznie.  Chcemy stworzyć:

TOTEM WSPÓŁCZESNEJ KANADY

Co to takiego?
Już spieszę z wytłumaczeniem. Gromadząc doświadczenia z podróży, wiedzę o rdzennych mieszkańcach, o historii prekolonialnej, kolonialnej, jak również o współczesnym społeczeństwie, kulturze, sztuce, wszelkich dziedzinach aktywności  chcemy stworzyć coś co będzie łączyć nasze skojarzenia z tym krajem. Najpierw  w formie graficznej, a później gdy uda mi się podszkolić warsztat, to również w formie drewnianej, jak na totem przystało, już po powrocie. Ponadto chcielibyśmy zorganizować liczne wystawy fotografii, slajdowiska z podróży (kilka propozycji już się pojawiło), jeśli o mnie chodzi mam też, poza wspomnianym TOTEMEM kilka innych artystycznych koncepcji przedstawienia naszych podróżniczych doświadczeń, a jestem pewna, że wyjazd stworzy jeszcze nowe pomysły.

To tyle z poważnych spraw. Rzeczą oczywistą jest, że jesteśmy żądni przygód, a to, bez wątpienia, będzie największa przygoda, jakiej dotąd udało nam się doświadczyć. Potrzebujemy tylko wsparcia ludzi, którzy tak samo jak my, są święcie przekonani o tym, że marzenia się spełniają, więc warto w nie wierzyć i DZIAŁAĆ. Będziemy podróżować, autostopem, jachtostopem, pieszo, rowerem, hulajnogą, konno, na niedźwiedziu, łosiu superktosiu,  czym się tylko da, nocować planujemy u gościnnych Kanadyjczyków, dzięki dobrodziejstwom takiej społeczności jak COUCHSURFING.org, pod chmurką, w jaskini, w stogu siana, pod klonem, pod mostem, na ławeczce, w tipi, w igloo (o takowe może być trudno latem). To nie ma dla nas większego znaczenia, bo w podróży nie szukamy luksusów. Liczy się przede wszystkim interakcja z drugim człowiekiem.

Żeby nasza wyprawa doszła do skutku, potrzebujemy promocji i funduszy, bo jak się okazuje, przepłynięcie oceanu na gapę kontenerowcem może być trudne do zrealizowania, więc w tej materii zdecydujemy się raczej na tak banalnie nieoryginalny środek transportu jak samolot. Aby zdobyć środki do realizacji tego pomysłu potrzebujemy promocji. Jesteśmy zdania, że marzenia nie są po to, by nam przez długi czas tłuc się po głowie, ale po to, by jak najszybciej je realizować i robić miejsce kolejnym, jeszcze zuchwalszym i ciekawszym.

Bo przecież życie jest jak jazda na rowerze, kto nie jedzie ten może się przewrócić.